Jestes dla mnie niczym. Nie widze cie, nie czuje, nie pozadam. Nie tesknie za toba,gdy zasypiam, Nie szukam gdy sie budze. Nie oddycham toba, Nie kryje sie w tobie, Nie umieram gdy cie nie ma. Nie szepcze modlitw by cie chronil, Nie placze gdy smutek przyslania ci twarz.
I co noc uciekam z mantra na ustach, by sie ukryc przed twym spojrzeniem. Lecz gdy tylko milkne, by zaczerpna powietrza, spalam sie w tobie....
Popatrz na mnie i powiedz, ze to pomylka, Ze oczy twoje maja dno i ze nie mozna sie w nich utopic. Powiedz, ze to sprzedana gra i nawet jesli postawie siebie w zastaw- nigdy nie wygram. Powiedz, ze jej usta smakuja rozkoszniej i ze wolisz sie nimi upijac; Ze jej dlonie przynosza zapomnienie i ze ich szukasz w bezsenna noc. Powiedz, ze jestem zludzeniem, sennym wytworem wyobrazni, I ze chcesz sie obudzic.
Nie wiem co ze mna zrobilas, usmiecham sie... do swoich mysli, niewykonalnych pomyslow, motyli w brzuchu. Wiem o tobie wszystko, jak smakuja twoje mysli, jak boli rzucona we mnie ksiazka... Podziwiam rozczochrane wlosy, gdy obok mnie otwierasz spiace oczy.... Gdy zasypiasz skulona w klebek, mruczac z zadowoleniem, bo wlasnie zamrozilas mnie lodowatymi stopami.
Tule twoje male dlonie w moich ogromniastych... to wszystko, na co mnie stac gdy pytasz dlaczego moje lzy wyszly sie przewietrzyc.
Jak ci powiedziec, ze gdy na mnie krzyczysz, roztapiam sie? Ze topie sie w fali rozczulenia za kazdym razem gdy na mnie patrzysz... Ze pragne sie rozgniesc w moich ramionach i pozrec, zebys nigdy nie odeszla...
I ze boje sie zasnac, by nie musiec otworzyc oczu i stwierdzic, ze wszystko bylo tylko marzeniem.
Dlaczego czlowiek przyzwyczaja sie do bycia sam? Aby mogl zyc, to takie
proste. Tyle, ze nagle ktos wchodzi w ten kamienny swiat i wszystko z
zaciekawieniem otwiera oczy. TY. Powiem Ci cos o Tobie i o
mnie. Widzisz, to taki malenki, smieszny sposob mowienia do Ciebie, bo
przeciez Ty nie wiesz, ze powinnas teraz nadsluchiwac. A historia niby taka
prosta... Nie znalem Twych snow, strachu, ani Twych marzen, a jednak gdzies,
ktos zaspiewal, ze znac Cie, to prawdziwe szczescie. Szlas sobie, ot tak, krok
za krokiem i...chyba o tym nie wiedzac, znalazlas sie w moim
swiecie. Dlaczego tu weszlas nie pytajac o zgode? Dlaczego Cie wpuscilem? Nie
wiem, wiec nie pytaj. Nie balas sie mowic o tym, co myslisz i co czujesz.
Zastanowilas mnie. Sprobowalas mi zaufac, wiec w kazdej minucie zycia staram
sie Ciebie nie zawiesc. Prosze, nie mow, ze Cie odtracam. Bo ja boje sie brac
nawet odrobiny Ciebie w moje smutne rece. Nie chce, zebys kiedys powiedziala, ze
to wszystko, to moja wina. Nie mozemy do siebie wysylac listow, bo zazdrosc
moze je podpalic. Milosc,tak gdzies mi powiedzieli, cierpliwa jest i laskawa,
wiec dopoki sie jej nie nauczymy lekcja po lekcji - nie mowmy o niej. Dzis
chce Ci tylko powiedziec, ze Ci dziekuje. Za to, ze pozwolilas mi popatrzec
na swoj usmiech. Ze zamykajac oczy moglem czuc Twa obecnosc. Ze nie
pozwolilas mi sie bac i uciec w najciemniejszy zakamarek swiata. Ze gdy
widzialas moj smutek, podpalalas go ogniem swojej radosci. Ze chociaz wiele
wycierpialas, sprobowalas mi zaufac. Ze nawet o tym nie wiedzac, dalas mi
pozytywne myslenie, a z nim poczucie bezpieczenstwa. Ze juz sie nie lekam o
Tobie myslec. Ze uciekajac przed samym soba, zawsze zderzam sie z Twoim
cieplym cieniem. Ze choc w rzeczywistosci jestes miliard przepasci ode mnie,
to zawsze jestes tuz obok. Ze nie zaluje ani sekundy z czasu, gdy jestesmy
razem. Ze czuje w Tobie mojego przyjaciela, chociaz wcale o tym nie
wiesz. Ze gdy wyciagasz do mnie reke, wszystko obok nas ginie w tysiacach
kilometrow. Ze juz nie potrafie z przerazeniem patrzec w przyszlosc, a nowe
dni nie moga juz ranic. Ze mi powiedzialas, ze jestes. Jezeli wiec o cos
moge prosic, to prosze, zebys pozwolila mi za Ciebie dziekowac
Bede sie ze Ciebie i o Ciebie modlil. Bede prosil Go tak dlugo i tak mocno,
az wreszcie znudzony moim natrectwem da mi Ciebie, jak najwspanialszy upominek
zycia. Dzis wierze, ze gdy czegos naprawde sie pragnie, to sie to otrzymuje.
A wszystko po to, by nasze krotkie dni tutaj byly nam mile. Abysmy uczyli sie
dziekowac. Wiec chociaz jeszcze o tym nie wiesz, On kiedys da mi Ciebie. Juz
na zawsze.
Dzis wielki dzien. Wreszcie zebrales sie na odwage, by napisac list. Wlozyles do
koperty blysk oczu, przepastny usmiech, troche tesknien, i mnostwo cieplych
uczuc. Przyprawiles wszystko zaufaniem i starannie zaklejona koperte wrzuciles
do zardzewialej skrzynki. Burza emocji poteguje niepewnosc oczekiwania.
Zakladasz noge na noge i czekasz. Zmieniasz nogi i czekasz. Nie przyznajac
nawet przed soba, snujesz niesmiale plany, ktore ubierasz w przykurzone
marzenia. I stalo sie. Przyszedl stary listonosz. Usmiechnal sie blado
drzacymi wargami i podal Ci koperte, ktora lapczywie przytuliles do serca.
Staruszek wyszedl, a Ty czule spojrzales na niewielki prostokat papieru. I
zrozumiales. To Twoj list. Adres zwrotny. Adresat nie znany. Znow zamknela
przed Toba drzwi, bo za bardzo jej potrzebowales. Wyssalbys ja z sil - tak
myslala. Nie znala prawdy, bo zbyt szybko wybiegla. A przeciez Ty niczego bys
nie bral. Dalbys jej drugie serce i druga dusze. Na kolana polozylbys kolorowe
pudelko z optymizmem i wiara w ludzi. Nie chciala. Bedzie znow studiowac ksiazki
, encyklopedie i gazety, wsrod ktorych Ciebie nie ma. Zyjecie w innych
swiatach, ktorych juz nic nie polaczy.
Trzasnely drzwi. Zatykasz uszy i cichutko sie boisz. Oczekujesz kolejnej
awantury, potem milczenia, nienawistnych spojrzen. Nadsluchiwanie sprawia
bol. Tupot bosych stop na schodach. Powoli otwiera sie Twoj pokoj. Jakas
zagubiona mucha korzysta z okazji, by plynnie wymknac sie na zewnatrz. Gdybys
tak mogl sie w niej schowac... Zerkasz w strone drzwi z niepewnoscia.
Najpierw wchodzi dlon od koniuszkow palcow, potem kawalek buta, czubek glowy
i ...ona. Ta, ktora wypelnia Ci mysli, dusze, dni, umysl, a teraz takze pokoj.
Czujesz jak glaz lodu spada Ci z serca. Ulga. Podnosisz glowe. Wyciagnieta w
Twoja strone reka delikatnie laskocze po policzku. Przyciaga Cie do siebie i
rzesami zamyka oczy. Czujesz, ze krew wraca na stare tory i ucieszona gna
przed siebie, jakby chciala nadrobic stracony czas. Jak dobrze. Zamotany
w chwile otwierarasz oczy i ... nikogo tam nie ma. Tym razem nawet nie masz
sily, by sie zloscic. Zimno. Nieszczelne okna wpuszczaja wiatr, ktory
denerwuje zaslony. Polmrok odgania kazda dobra mysl. Zaczynasz tesknic, jakbys
gdzies w sobie mial odlamek nadziei, ze Twoj sen kiedys sie spelni. Moze
kiedys... Tymczasem dzis na kolacje znow smutny zal.
Mowisz, ze mam wyjsc, ale po co? Przeciez i tak nikt mnie nie zauwazy. Moge
wkrzyczec sie w przestrzen, rozszarpac ja zebami kawalek po kawalku, a potem...?
Gdzie schowam wstyd? Ty zawstydzona odwrocisz wzrok. Boisz sie. Jak oni, jak
wszyscy. Obruszasz sie. Tak latwiej, prawda? Teraz to niby ja mam sie czuc
glupio. Ty jestes wolna. Racja. To moja wina, ze tak dluzej nie moglem
zyc. Wyciagnelas reke, a potem, gdy podalem swojom - uderzylas
lomem. Potem zaklopotany mowilem, ze nie potrzebuje, ze dam sobie rade, ze
odpowiada mi ten schemat, ze jestem szczesliwy, ze bez zobowiazan, ze mi nie
zalezy, ze to dla zabawy. Klamalem. Straszliwie, bez przerwy na oddech, na
sen - klamalem. Stad ta lza. Zal za przegranym czasem. Nie rozwiazalas
zagadki. Balas sie. Szkoda, bo moglo sie udac, moglas mnie
uwolnic... Ucieklas. Teraz juz wiesz dlaczego milczalem? Wiedzialem, ze
uciekniesz. Zmusilas mnie do mowienia, ucieklas. Otwarlem drzwi, ucieklas.
Odslonilem okna, ucieklas. Wolalem, ucieklas. Nie pytaj wiecej. Dzis do drzwi
przybilem kartke, ze nie mam zalu. Pa, spij dobrze.
Placzesz? Lza powoli dotyka brzegu oka i zerka na druga strone. Za bardzo sie
wychylila... Nie zaciskaj oczu, juz i tak jej nie ocalisz. Wypadla za burte.
Samotna. Okrutnie samotna znaczy droge na Twojej twarzy. Rysuje bezbarwna linia
mape zycia. Czyjego? Moze wlasnie Twojego.Wypisuje imiona, miejsca,daty.
Juz o nich kiedys zapomniales, ale one wracaja. Musisz je czuc. Kochac lub
nienawidziec, ale przede wszystkim czuc. Lustro. Spojrz w nie. Powoli,
powoli. Dotknij zimnej powierzchni. Teraz oczy. Zaplakane, lsniace woda.
Spojrz w nie i patrz. Przeprowadza Cie na druga strone. Dosiegniesz serca - tez
zaplakanego. Juz wiesz, prawda? Wlasnie zobaczyles to, przed czym
uciekales. Teraz wiesz, ze nadal nie jestes wolny. Wciaz bezpieczniej jest sie
wtopic w czarna sciane pokryta plesnia. Robactwo! Wygodnie Ci?